Dziecko w pełni samodzielne, takie, które dobrze radzi sobie w dorosłości – wymarzony cel wszystkich wychowawczych trudów. Ale wspieranie w dorastaniu do samodzielności nie jest proste. Co pomoże rodzicom temu wyzwaniu sprostać?

  

Dzielenie się obowiązkami i wiedzą o zobowiązaniach

Andrzej pomaga rodzicom dokumentować domowe wydatki. Odkąd skończył 15 lat razem z tatą jest odpowiedzialny za to, aby wszystkie zobowiązania były regulowane w terminie. Tata dokonuje przelewów przez Internet, Andrzej przechowuje faktury i prowadzi kalendarz płatności. Chłopiec wie, jakie comiesięczne wydatki ponosi jego rodzina. Jeżeli potrzebuje czegoś dla siebie – rozmawia o tym z rodzicami. Wspólnie ustalają, kiedy taki wymarzony zakup będzie możliwy.

Pierwszym elementem budowania samodzielności dziecka jest stwarzanie przestrzeni rozwoju. Stawianie przed dzieckiem zadań, które mu służą, ale które go nie przerastają. W ostatnim artykule (tutaj) pisaliśmy o najprostszych działaniach, dzięki którym nasz potomek będzie uczył się odpowiedzialności oraz wytrwałości. Należy do nich chociażby systematyczne podejmowanie codziennych obowiązków. W przypadku nastolatków bardzo istotne jest rozmawianie z nimi na temat domowych dochodów i wydatków. Unikanie rozmów o tym, skąd w rodzinie biorą się pieniądze i na co są wydawane, skutkuje u dziecka nierealistyczną oceną finansowych możliwości rodziców i nierealistycznymi oczekiwaniami. Natomiast podstawowe informacje o realiach rodzinnego budżetu dają młodemu człowiekowi szansę rozsądnie określać swoje potrzeby. Budują także przestrzeń do tego, aby w odpowiednim czasie, po osiągnięciu pełnoletniości, wziął odpowiedzialność za wsparcie lub odciążenie rodziców.

  

Współgospodarz a nie lokator

Alicja i Małgosia poprosiły rodziców o remont ich wspólnego pokoju. Tata pomalował ściany, dziewczynki były odpowiedzialne za posprzątanie remontowego bałaganu. Rodzice zadecydowali o zakupie nowych szafek, a dzieci wybrały wzór zasłon i firanek oraz półki na ścianę. Pieniądze z kieszonkowego przeznaczą na osobiste drobiazgi, które pozwolą na swoistą „personalizację” własnej połowy pokoju.

Rozwijanie samodzielności nie powinno opierać się na systemie nakazów i kar. To raczej stopniowe budowanie relacji partnerstwa i wspólnej odpowiedzialności. Dziecko sprawnie i z zaangażowaniem wykonuje swoje obowiązki, kiedy ma poczucie, że jest współgospodarzem domu, że jego głos dotyczący na przykład podziału przestrzeni mieszkania lub jego urządzenia jest brany pod uwagę. Troska współgospodarza ma swoje źródło w motywacji wewnętrznej – dbam o swój pokój, bo mi na tym zależy, bo jest mój, bo chcę, żeby moi znajomi dobrze się w tym pokoju czuli. Troska dziecka-lokatora wynika z motywacji zewnętrznej – sprzątam, bo mi kazano, bo inaczej otrzymam karę. Rozwijanie motywacji wewnętrznej jest kluczem do sukcesu. Daje szansę na to, że w dorosłym życiu dziecko sprawnie podejmie swoje obowiązki – nie dlatego, że tak „kazano”, ale dlatego, że dostrzeże w tym sens.

  

Nie da się uciec od konkretu

Dwunastoletnia Marysia od zawsze towarzyszy rodzicom w sobotnim i niedzielnym gotowaniu. Przynosi produkty ze spiżarni, nakrywa do stołu, obiera warzywa. Na zmianę z siostrą zmywa po niedzielnym obiedzie. Samodzielnie przygotowuje własne potrawy. Pod okiem mamy wykonuje proste zakupy. Śmieje się, że kiedyś może zostanie profesjonalnym kucharzem. Na razie w kuchni radzi sobie ze swobodą, choć oczywiście na miarę własnych możliwości. Wygląda na to, że daje jej to dużo radości.

W procesie budowania samodzielności ważne jest przekazywanie dziecku konkretnej wiedzy, pokazywanie, w jaki sposób można poradzić sobie z daną sprawą, trudnością, kłopotem. Jeżeli dziecko ma umieć wysłać paczkę, to chociaż kilka razy powinno towarzyszyć nam podczas wizyty na poczcie. Konkretnych umiejętności nie rozwiniemy w teorii – tutaj ważny jest spędzony razem z dzieckiem czas i wyzwania, którym razem podołaliśmy.

Wspólne doświadczenia przyniosą nam opanowanie w kryzysowych sytuacjach. Proces dorastania dzieci jest, na szczęście, nieuchronny. Od pewnego momentu młodzi ludzie zaczynają żyć własnym życiem i wpływ rodziców na ich decyzje maleje. Podczas nastoletniego buntu dzieci wręcz prowokacyjnie odrzucają to, co do nich mówimy. Jeżeli mamy poczucie, że pokazaliśmy dziecku wiele rzeczy, o wielu sprawach razem porozmawialiśmy – będziemy spokojniejsi. Zrobiliśmy to, co do nas należało, dobrze wykonaliśmy nasze rodzicielskie zadanie. Przygotowaliśmy dziecko do poradzenia sobie z problemami. Wyposażyliśmy je w niezbędnik w postaci istotnych umiejętności i doświadczeń.

  

Rodzic w roli eksperta

Joanna jest już w liceum. Uwielbia wieczorne rozmowy z tatą, podczas których on opowiada o swojej pracy. Ceniony specjalista, któremu dane było pracować na trzech kontynentach. Joanna wie, że tata zna odpowiedzi na wiele pytań. Najbardziej lubi te chwile, w których tata opowiada o trudnej drodze dochodzenia do sukcesu. Decyzja o nauce w większym mieście, codzienne dojazdy, ciężka fizyczna praca podczas wakacji… Tata to dla Joanny najlepszy na świecie „mówca motywacyjny”. Dzięki niemu odważniej patrzy w przyszłość.

Warto uzmysłowić sobie, w jak wielu sprawach możemy być dla własnego dziecka ekspertem. W czasach kultywowania profesjonalizmu abdykujemy z pozycji osoby, która niesie w siebie bogactwo doświadczenia, zasób praktycznych umiejętności, biegłość w określonych zagadnieniach. Ponieważ istnieje przekonanie, że wiedzą powinni dzielić się przede wszystkim fachowcy, rodzice kapitulują w roli nauczycieli. Kryje się za tym przecenianie umiejętności rozwijanych w toku kariery szkolnej kosztem tych, które dziecko nabywa w domu. Jest oczywiste, że nic nie zastąpi uczenia się prowadzonego przez kompetentnych specjalistów. Jednak wiedza, którą przekazują dziecku rodzice lub dziadkowie, dzieląc się z nim własną mądrością, jest bezcenna. W przebiegu tego, co nazywamy karierą zawodową, jest ona równie ważna, co wiedza szkolna. Istotne znaczenie ma także to, do jakich aktywności zachęcają dziecko najbliżsi, do czego są pozytywnie nastawieni, czego uczą poprzez własny przykład. Jakie postawy i umiejętności mają szansę rozwinąć się w tworzonej przez rodziców przestrzeni.

Przykładem mogą być chociażby kompetencje społeczne: konstruktywnego porozumiewania się, radzenia sobie ze stresem, wyrażania własnego punktu widzenia. Ich podwaliny tworzą się właśnie w domowej codzienności. Nie będzie skutecznym negocjatorem ten, kto nie przeżył sytuacji negocjowania, mądrego spierania się, szukania kompromisu. Nie będzie sprawnie zarządzała zespołem osoba, która nie ma w swoim doświadczeniu radosnego, wspólnego – chociażby rodzinnego – działania.

Jeżeli chcemy obdarzać dziecko wiedzą i doświadczeniem, sami musimy być przekonani o tym, że nasza oferta jest wartościowa. Rodzice nie zawsze z dumą opowiadają o własnych korzeniach lub o osiągnięciach. Często je deprecjonują. „Ucz się, żebyś nie skończył tak jak ja” mówi tata, który wykonuje pracę fizyczną. Jest w tym pokazanie wartości uczenia się, jest też niestety niepotrzebne poczucie wstydu. Rodzic myśli, że nie może być przykładem, bo wykonuje to, co rzekomo ma małe znaczenie. Tego rodzaju deprecjacja nie jest dziecku potrzebna. Dziecko może czerpać z wielu rodzinnych historii, a to, co wartościowe, nie musi wypływać z prestiżowych ścieżek kariery. Często skromne rodzinne historie o pokonywaniu ograniczeń swoich czasów są równocześnie historiami o wytrwałości, uczciwości lub lojalności. Młody człowiek na pewno odnajdzie w nich ważny dla siebie element. Przekazu rodzinnego nie warto się więc wstydzić, unikać go lub nadmiernie ubarwiać. Rodzinna narracja, w swoich wartościowych aspektach, jest tą, która jako pierwsza wybrzmi w dziecku w chwilach życiowych zmagań. I może przynieść wyjątkowo cenne podpowiedzi.

  

Najpiękniejsza nagroda

Wychowanie dziecka do samodzielności można porównać do uczenia go jazdy na rowerze. Czasami dziecko należy przytrzymać, czasami puścić, aby jechało samo. Ile razy to zrobić i w którym momencie, tego nie wie żaden rodzic aż do dnia, w którym nie zabierze dziecka i oczywiście dziecięcego rowerka po raz pierwszy do parku. Większość maluchów bardzo szybko uczy się jeździć, co znaczy, że ich rodzice dobrze wyczuli, kiedy jeszcze muszą dziecku pomagać, a kiedy już mogą je puścić.

Kiedy dziecko zaczyna na rowerze samodzielnie utrzymywać równowagę, nie zawsze jest tego świadome. Dzielnie prze do przodu, przekonane, że minipojazd przytrzymuje rodzic. Mama lub tata wiedzą wcześniej – widzą, że oto maluch radzi sobie sam i się nie przewraca. Czują radość i dumę.

Wydaje się więc, że ostatnim etapem kształtowania samodzielności dziecka jest otwarcie samego siebie na jego niezależność i odczytanie jej jako pięknej nagrody, a nie zagrożenia dla własnej pozycji lub autorytetu.         

  

Magdalena Bucior

Psycholog, oligofrenopedagog, nauczyciel dyplomowany z 20-letnim stażem pracy na łącznie trzech etapach edukacyjnych: nauczania przedszkolnego i wczesnoszkolnego, klas IV—VI oraz gimnazjum. Współtworzy i realizuje programy wychowawcze i programy profilaktyki. Realizuje warsztaty umiejętności wychowawczych dla rodziców i nauczycieli szkół i przedszkoli. Specjalizuje się w poradnictwie psychologicznym oraz we wspieraniu rozwoju intelektualnego i psychospołecznego dzieci z niepełnosprawnością.